"Czarownice z Salem" w reż. Adama Nalepy z Teatru Wybrzeże w Gdańsku na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Agata Tomasiewicz w serwisie Teatr dla Was.
Wydaje się, że wszystkim opracowaniom krytycznym, traktującym w jakimś stopniu o "Czarownicach z Salem", musi towarzyszyć przywołanie makkartyzmu. To oczywiście zrozumiałe, nie tylko z racji zimnowojennych nastrojów, jakie panowały w czasach wydania utworu w USA, lecz szczególnie przy wzięciu pod uwagę aspektu biograficznego - wszak Arthur Miller sam znalazł się na liście podejrzanych o prokomunistyczne sympatie. Jednak w odniesieniu do współczesnych inscenizacji budowanie takiego kontekstu traci rację bytu, mimo że konkretne mechanizmy wciąż regulują pewne stosunki. W przypadku spektaklu (lecz nie dramatu!) bezcelowe jest uporczywa przywoływanie widmowych kontekstów historycznych. Dezaktualizacja danego zespołu uwarunkowań staje się probierzem dla żywotności tekstu. Co udało się ocalić z niego reżyserowi Adamowi Nalepie wraz z dramaturgiem Jakubem Roszkowskim? W porządku, można "Czarownice z Salem" przefastrygować, przepisać i uczynić komentar