Z Krynicy dochodzą wieści niepokojące. Pomijam złorzeczenia, lamenty i żale licznych zwolenników Bogusława Kaczyńskiego, któremu odebrano prowadzenie Festiwalu Kiepurowskiego. Często powtarzam moim kolegom po fachu, że najczęściej pozbawiają nas stanowisk nie wtedy, gdy toniemy w marazmie, lenistwie, licznych błędach i wpadkach. Wyrzucani jesteśmy zwykle po rozkręceniu koniunktury, rozkwicie zainicjowanych zjawisk i wywindowaniu ich najwyżej, jak tylko można - pisze Sławomir Pietras w Angorze.
Detronizowani jesteśmy pod byle pozorem. Często w drodze nagonki, nasyłanych kontroli, organizowanych protestów, donosów, anonimów i pomówień. Ponieważ zawiadujemy zwykle przedsięwzięciami dobrze prosperującymi, stanowimy łakome i cenne łupy dla licznych czyhających. Są wśród nich rozgorączkowani kandydaci z tzw. młodego pokolenia, powracający z nieudanych karier zagranicznych "światowcy", nieudani artyści, różnej maści cwaniacy kochający sztukę bez wzajemności, mitomani i tupeciarze. Wśród nich nie brakuje przegranych, niesprawdzających się byłych polityków. Ostatnio otworzono przed nimi szeroko drzwi konkursowe - z nieprecyzyjnymi kryteriami, przypadkowymi i niekompetentnymi jurorami oraz werdyktami niezobowiązującymi decydentów do niczego. Tylko ostatnio w ten sposób pozbyto się pod różnymi pretekstami takich fachowców jak: dyrektorzy Opery na Zamku w Szczecinie, Warszawskiej Opery Kameralnej, Filharmonii w Wałbrzychu, Teatru Śląskiego