- Czasem mówię do koleżanek: "Róbcie, róbcie operacje. Będziecie klepały biedę na starość, bo wszystkie pomarszczone babcie zagram ja!" - mówi AGATA KULESZA, aktorka Teatru Ateneum w Warszawie.
Kiedyś pokorę wpisaną w aktorstwo myliła z uległością. Dziś umie być asertywna i walczyć o swoje. Ale tylko w pracy - w życiu nic się nie zmieniło. Od zawsze ten sam mąż i przyjaciele, którzy mogą ją odwiedzić niezapowiedziani. Zrobi z nimi kolację, pogada, pośmieje się. To jest ważne, bo Agata Kulesza uważa, że kariera jest czymś, co jej się przytrafiło, a bliskie związki z ludźmi zawsze będą trwać. Twój STYL: Podobno reżyserzy lubią proponować Pani role ofiar. Dlaczego?! Agata Kulesza: Chyba tak wyglądam! (śmiech) Według mnie to wygląda Pani na silną! - Ależ moje bohaterki też są silne! Róża z "Róży", Carmen z "Krwi z krwi" to nie są melepety! Róża w czasie wojny traci męża, zostaje zgwałcona, ale potrafi się podnieść. Carmen żyje w domowym zaciszu, zajmuje się dziećmi, ale gdy jej mąż ginie, staje na czele mafii! Uwielbiam scenę, gdy budzi się w niej bestia, kiedy bierze do ręki pistolet. Zaczynam się bać