Więc znowu oglądaliśmy w Warszawie "Umarłą klasę" Tadeusza Kantora. Teatr "Cricot 2" zaprezentował po latach raz jeszcze swój wielki spektakl w stolicy. Jakie wrażenia! Jaki jest wynik tej konfrontacji!
Raz jeszcze sprawdził się w zetknięciu z widzami ów przedziwny, jedyny w swoim rodzaju "seans dramatyczny". Publiczność wypełniała po brzegi co wieczór salę "Stodoły" słuchała zaczarowana jak wtedy, kiedy "Umarła" klasa" prezentowana była po raz pierwszy. Spektakl jest dzisiaj inny niż przed laty. Jakby obrósł, spatynował się trochę, może nawet pogłębił. A może tylko my (ja?) go inaczej odbieramy? Wtedy był przede wszystkim, w moim odczuciu, hołdem, złożonym ofiarom wojny i faszyzmu. Nie mogłem wówczas oprzeć się wrażeniu, że jest to umarła klasa tarnowskiego gimnazjum, do którego wraz z Tadeuszem Kantorem uczęszczaliśmy, że są to koledzy, którzy zginęli w czasie wojny i teraz wracają do swej klasy, niosąc na plecach swe tragiczne życie. Dziś doszedł do tego sensu jeszcze akcent współczesny. Ów "teatr śmierci" Kantora, to także ostrzeżenie przed tym co nam grozi, co grozi całemu światu. Nie jest to już tylko spojrzenie