Zamieszanie wokół spektaklu "Golgota Picnic" pokazuje, że środowisko ultrakatolickie zachowuje się jak naburmuszony brzdąc, który czuje się ciągle obrażany. Jego aktywność w sztuce jest tymczasem żadna - pisze Jacek Cieślak w "Rzeczpospolitej".
Słyszymy ciągle zewsząd narzekania, jak bardzo laicyzuje się współczesna sztuka, jak coraz mniej jest w niej treści religijnych i chrześcijańskich. Paradoks polega na tym, że jeśli już ktoś te kwestie zaczyna poruszać - od razu okazuje się, że obraża wartości religijne i szarga świętości chrześcijan. Oznacza to, że sami katolicy w najbardziej żywotnych dla siebie sprawach pozostają bierni, oddając pole debaty swoim, rzekomym, wrogom ideowym. Rzekomym, bo sami są ofiarami własnej bierności i indolencji. Bierności, która polega głównie na tym, że nie są w stanie stworzyć własnych dziel, a co dopiero arcydzieł, i ograniczają się do kościelnej kruchty. Można mówić nawet o grzechu zaniechania, który przykrywa pomstowanie towarzyszące takim wydarzeniom jak "Golgota Picnic". Objawy paranoi Brak zaangażowania bierze się również z tego, że wspomniane środowiska nie mają w przeważającej części żadnych kompetencji, aby odbierać współc