"Kolekcja" w reż. Marcina Wrony w Teatrze TV. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.
Reżyserując sztukę o domniemanej zdradzie, Marcin Wrona sam popełnił ją wobec autora. Pokazał, że wie lepiej, co Harold Pinter miał na myśli. Tym samym podsunął gotowe, choć pozbawione sensu rozwiązanie. Pinter jest mistrzem szyfrowania znaczeń. Najważniejsze zawiera się u niego nie w tym, co bohaterowie mówią i czynią, lecz w niedopowiedzeniach i przerwanych w pół gestach. W tym tkwi siła jego dramatów pozostawiających olbrzymie pole wyobraźni widza. W "Kolekcji" mnożą się tropy i pytania, nakładają znaczenia i, jak to u Pintera, trudno odróżnić, co jest prawdą, a co pozorem. I znikąd odpowiedzi. Niuanse te doskonale wydobyła angielska wersja BBC, którą widziałem w TVP w połowie lat 70. Do dziś mam przed oczami rewelacyjną grę Laurence'a Oliviera, Malcolma McDowella, Alana Batesa i Helen Mirren, choć jej postać pełni w sztuce rolę marginalną. U Wrony jest akurat na odwrót, lecz - po kolei. Sztuka rozgrywa się w kręg