Podobnych rzeczy brak w ukraińskim teatrze, a mianowicie brak samoironii, bezwzględnej krytyki własnych stereotypów, narodowych i historycznych mitów, państwowych instytutów i kościoła - o lubelskim spektaklu Szczerka/Brzyka/Kmiecika pisze Andrij Jurkewycz, dyrektor Teatru Alter w Drohobyczu.
Niewykluczone, że byłem jedynym Ukraińcem na premierze "Przyjdzie Mordor i nas zje" [w Teatrze Osterwy w Lublinie - przyp. red]. Po spektaklu, w kuluarach, większość widzów i aktorów, których tego wieczoru poznałem w teatrze i z którymi podzieliłem się wrażeniami o tym, co przed chwilą zobaczyłem na scenie, pytała mnie: - Nie obraziłeś się? Odpowiadałem:- Nie, nie obraziłem się. I za każdym razem byłem zaskoczony tym pytaniem, czy nie obraziło mnie to, co zobaczyłem i usłyszałem o Ukrainie. Zanim przejdę do samego spektaklu, powiem kilka słów o cyklu opowiadań, felietonów, które w wersji adaptowanej przekształciły się w spektakl. I czy w tym spektaklu w ogóle chodzi o Ukrainę? Gonzo-eseje Właściwie nawet sam autor przyznaje się do tego, że swoje gonzo-eseje pisał dla jednego z polskich portali internetowych, więc faktycznie ukraińskiego czytelnika one omijały. Autor zamierzał epatować i szokować hiperbolizowaną na co dzień rz