"Zagłada domu Usherów" w reż. Barbary Wysockiej w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Daniel Cichy w Teatrze.
Wielu krytyków lekceważąco wypowiada się o muzyce Philipa Glassa. Zarzuca kompozytorowi estetyczną wtórność, miałkość warsztatowych rozwiązań, posługiwanie się prostotą graniczącą z banałem, przewidywalność, a nade wszystko nieustanny autoplagiat. I właściwie trudno się z tymi opiniami nie zgodzić. Tyle tylko, że to, co jest wyraźną słabością autonomicznych utworów amerykańskiego artysty, pisanych metodą kopiuj-wklej kolejnych symfonii, bliźniaczo podobnych koncertów, niemal identycznych w zastosowanych środkach kwartetów smyczkowych i kompozycji solowych, staje się wartością nadrzędną w dziełach operowych. To prawda, że język muzyczny Glassa zużył się, że formuła repetitive music, uboższej krewnej minimal music nie brzmi już tak świeżo, jak kilkadziesiąt lat temu, że dziś Amerykanin odcina kupony od wymyślonej niegdyś kompozytorskiej metody. Ale każda z jego ponad dwudziestu operowych partytur posiada rys indywidualny, a