"Udając ofiarę" w reż. Macieja Englerta w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Marek Radziwon we miesięczniku Teatr.
O dramacie braci Presniakow zwykło się mówić jako o ponowoczesnym "Hamlecie". Pierwsza scena "Udając ofiarę" to rozmowa (nie wiadomo - jawa to czy sen) zmarłego ojca z Walą, głównym bohaterem. Nieprzypadkowych powinowactw dostrzeżemy więcej: jest matka-wdowa, z którą Wala nie potrafi znaleźć wspólnego języka, jest wujek Piotr, który ma być ojczymem, jest wreszcie, na wzór Ofelii, Olga, dziewczyna Wali. Sam Wala hamłetyzuje - skończył historię na uniwersytecie, jest chłopcem mądrym, myślącym, ale to myślenie go zatruwa. Outsider, filozof, narkoman, nie myśli szukać poważnego zajęcia, nie myśli o ślubie, w ogóle nie myśli o tak zwanym normalnym, dorosłym życiu. Wala najął się w milicji do statystowania przy wizjach lokalnych. Udaje ofiarę. To w jego pojęciu jedyne możliwe zajęcie. Udawanie trupa to zajęcie najbliższe prawdziwemu życiu. Udawanie wydaje się kategorią kluczową nie tyłko dla bohaterów tego tekstu, ale dla całej dramatu