"Neron" Jolanty Janiczak w reż. Wiktora Rubina w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
To jest spektakl dla widzów otwartych na niczym nieograniczoną zabawę między widownią i sceną. Zwłaszcza że scena została celowo pomieszana z widownią. Nie pierwsza i zapewne nie ostatnia to próba łączenia obu przestrzeni, zacierania granic i wciągania widzów w działania należące zwyczajowo do aktorów. Nie każdemu taka rola w teatrze odpowiada, ale wybierając się na "Nerona", trzeba być przygotowanym na niespodzianki. Cóż, gotowość przeżycia sytuacji ryzykownych jest dzisiaj w modzie. W porównaniu z naprawdę niebezpiecznymi wyczynami wizyta w Teatrze Powszechnym u Nerona (w tej roli idealnie panujący nad zaproszonymi gośćmi Michał Czachor) jest doprawdy słodką chwilką odpoczynku. Wprawdzie tu wystawia się aktorów na sprzedaż - można ich wynająć za niewygórowane kwoty do rozmaitych posług (choć to raczej tylko żart, a nie rzeczywista sposobność, w przeciwieństwie do obyczajów w zdemoralizowanym Rzymie). Tak czy owak, część widzów