„Kobieta do zjedzenia” Magdaleny Smalary w Kalinowym Sercu w Warszawie. Pisze Grzegorz Sadowski w Teatrze dla Wszystkich.
Teatr w upał? Monodram w upał? I bez upału byłoby gorąco. W Kalinowym Sercu w sercu Żoliborza włączono klimatyzację. Lojalnie ostrzeżono widzów, by nie oglądać kulinarnego stand-upu „Kobiety do zjedzenia” na pusty żołądek. Ba, wolno było jeść nie tylko domowe ciasto, ale również posilać się, a nawet szeleścić tym, co ma się ze sobą. Jeść nie umierać!
Wieczór zaczyna się od słów: nazywam się Magda Smalara i jem od urodzenia. Może nawet padła jakaś konkretna liczba, ale to nie ma znaczenia. Od pierwszej chwili wiadomo, że będzie i śmiesznie, i smacznie. Aktorka snuje opowieści o kulinarnych pokusach, przygodach, odchudzaniu. Niby nic takiego, bo większość z nas codziennie zmaga się z kilkoma minutami tej przyjemności i kilkudziesięcioma minutami na bieżni czy – jak się kiedyś mawiało – ścieżce zdrowia.
Smalara wie, że bawić się ma publiczność, nie ona sama i po raz kolejny dowodzi swojego komediowego kunsztu. Nie puszcza oka do publiczności (a jeśli, to z pełnym wyczuciem). Jest poważna, bo mówi o sobie, ale ma dystans do opowiadanych historii, które summa summarum w realnym życiu przecież zabawne nie są.
Magdalena Smalara czuje piosenkę aktorską jak mało kto. Nie gra, że śpiewa. Dopiero podczas tego wieczoru można uświadomić sobie, jakie to rzadkie. Podczas ponad półtoragodzinnego recitalu wykonuje kilkanaście często karkołomnych piosenek, których wspólnym mianownikiem jest rzecz jasna jedzenie. Niektóre piosenki znamy bardzo dobrze, ale Smalara i jej, tym razem dwuosobowy, band w składzie Urszula Borkowska (pianistka, kompozytorka kilku piosenek recitalu i kierownik muzyczny przedstawienia) oraz Wojciech Gumiński (kontrabas) sprawią, że ich wersje zaskoczą widzów. Tak z pewnością jest choćby z „Balladą jarzynową” Jerzego Wasowskiego i Jeremiego Przybory w wersji latino. Aktorka zaczyna jednak lirycznie – umiejętnie stopniując napięcie – od „Dyzia marzyciela” Juliana Tuwima. Wielkich nazwisk jest więcej: Marian Hemar, Agnieszka Osiecka, Wojciech Młynarski. Słowa do „Ugotuj mi coś” napisała sama aktorka. Piosenkę z tekstem Andrzeja Waligórskiego o Jagience, która w oryginalny sposób (nie można spoilerować!) rozłupywała za opłatą orzechy, artystka wykonała dwukrotnie – najpierw sama, a potem podczas długich bisów – z ochoczo śpiewającą publicznością.
Przed spektaklem byłem pełen obaw, czy piosenka aktorska nie zestarzała się aby i czy – pozostając w kulinarnej poetyce przedstawienia – jest jeszcze strawna. No i ile razy można słuchać tych samych, znanych utworów? Od pierwszej piosenki moje przeczucia okazały się bezpodstawne. Na szczęście! I smacznego!