Andrzej Rozhin daje w Teatrze Osterwy "Iwonę księżniczkę Burgunda". Po paru minutach pobytu w teatrze wiadomo już, że nie dlatego, iż Gombrowicz wielkim pisarzem był. Teatr jest czarny. Jest to ciemność doskonała. Aksamitna, głęboka, otulająca. Zanurzeni w nią bez apelacji, całkowicie koncentrujemy się na kontemplowaniu kształtów, gdy te wyłonią się z mroku. Nic nie rozprasza ich ekspresji, biorą widza w pakt niczym sen, z którego trudno się otrząsnąć, nawet powtarzając uparcie, że przecież to wszystko nie dzieje się naprawdę. W wizji Andrzeja Rozhina jest coś onirycznego. Mamy dwór. Kicz podniesiony do rangi kanonu, maniera, snobizm, obłudne pozory i jawne upodlenie, jawne wyuzdanie. Twór pełzający, a zgiełkliwy, magma zastygająca w dowolnym kształcie. To co robi z dworem kostiumolog - Ewa Żylińska - można by nazwać orgią, gdyby nie fakt, że wykluczona jest przypadkowość jakiegokolwiek detalu. Groteskowy strój - przypomnijmy czym j
Źródło:
Materiał nadesłany
Kurier Lubelski
Data:
17.02.1991