- Jako artystka, jestem szczęśliwa. Robię tylko to, co lubię, i jeszcze mi za to płacą. Ale jak spojrzę, co się dzieje w Polsce, tej dalekiej od Warszawy, Krakowa, Poznania, Wrocławia, jakie życie ludzie tam pędzą, na co są skazani, to myślę, że w kulturze, tej rozumianej szeroko, bardzo źle się dzieje - mówi reżyser Izabella Cywińska w rozmowie z Ewą Likowską.
Zakończyła pani drugą część "Bożej podszewki", najbardziej kontrowersyjnego serialu ostatniej dekady. Kiedy zobaczymy go na ekranie? - Właśnie zakończyła się kolaudacja. Serial został przyjęty bardzo dobrze. Chwalili nas nie tylko za robotę: aktorstwo, scenografię, zdjęcia, reżyserię, ale także, co mnie niezwykle ucieszyło, za obiektywną wymowę tego 16-odcinkowego serialu historycznego. A to przy dzisiejszym rozpolitykowaniu i traktowaniu historii jako doraźnej broni w walce partyjnej nie było łatwe. Sądzi pani, że druga część serialu także wywoła kontrowersje? - Nie. Tym razem Wilniucy nie powinni się denerwować. Pokazuję inne Kresy. Kresy, które oni już opuścili, zniszczone przez Rosjan i Niemców. To już nie jest ich ukochany "kraj lat dziecinnych", z którego zostali wygnani, który stał się dla nich nierzeczywisty, mityczny, a tym samym nietykalny w ich wspomnieniach - nawet jeśli miałoby to być kosztem prawdy. Doświadczył tego Miłos