Premierze tego spektaklu najwyraźniej zabrakło tak zwanego timingu. Dłużyła się niepomiernie. A mimo to wzbudziła śmiech na widowni, nagrodzono ją długimi brawami. Tak więc jeszcze raz mechanizm przyprawiania gęby i upupiania okazał się atrakcyjny dla publiczności, choć mogłoby się wydawać, że musiałjuż stracić w jej oczach cały urok nowości, jako że minął czas i moda na teatralne adaptacje prozy Gombrowicza. Ale reżysera tego spektaklu, Waldemara Śmigasiewicza, trudno podejrzewać o hołdowanie jakimkolwiek modom. Od dawna jest zafascynowany inetelektualną zawartością Ferdydurke ukazującej "mityczną historię człowieka współczesnego, zdeformowanego odbiciem w świadomości innych ludzi, zdegradowanego przez kulturę, która go przerasta, formowanego i zgniatanego nieustannie przez różne ideały i światopoglądy" (J. Jarzębski). Wystawiał też ten tekst kilka razy. Jako adaptator wyeliminował zeń to, co literaturoznawcy określili "traktatem
Tytuł oryginalny
"... UCIEKAM Z GĘBĄ W RĘKACH"
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr