Myślę sobie np., że gdyby ktoś teraz chciał wystawiać "Biesy" Dostojewskiego, a jakiś aktor przygotowywał się do roli Wierchowieńskiego, to powinien pilnie obserwować niektórych polityków mówi Jerzy Stuhr w Gazecie Krakowskiej, w rozmowie z Marią Malatyńską.
Mówi się, że literatura jest dobra na wszystko. Terapeutyczna rola książki to nie do końca przebadane dobro, ale czy nie może być tak, że książka tłumaczy czasy, w których żyjemy, dając nam pewność, "że wszystko już było", a więc uda się przetrwać? - Może i tak, ale jest to trochę niebezpieczne myślenie, bo ktoś mógłby uważać, że istnieje bezpośrednie przełożenie między niegdysiejszą fabułą, a sytuacją wokół. Tymczasem tego nie ma. Tak jak książka nie może być jakimkolwiek instruktażem działań w innej epoce i w innych warunkach. Bo cóż miałby zrobić ktoś, komu czasy nieodparcie skojarzą się z jakimś szczególnie mocnym dramatem Szekspira? Wszak wtedy mógłby stać się niewolnikiem swojego skojarzenia i czekałby, żeby się to coś sprawdziło? Jak w jakiejś starożytnej przepowiedni? Więc patrzmy spokojnie, nie ma takiego niebezpieczeństwa. Co najwyżej atmosfera ogólna może się kojarzyć. Myślę sobie np., że gdyb