- Myślę, że nie można mieć metody na adaptowanie tak różnych utworów. Staram się zawsze przede wszystkim podążać za autorem. Zamiast gwałcić, wolę go słuchać - mówi Jakub Roszkowski, reżyser, dramaturg, tłumacz oraz twórca adaptacji, w rozmowie z Jolantą Kowalską w Teatrze.
JOLANTA KOWALSKA Dwukrotnie w Pana tekstach powraca postać Lecha Wałęsy. Legenda Wielkiego Elektryka dawała o sobie znać w "Wielkiej Improwizacji" jako historia, która stawia teatrowi pewien opór, by w "Wałęsie w Kolonos" przybrać szaty antyczne. Urodził się Pan w Gdańsku, kolebce "Solidarności", ale już po przełomie sierpniowym. Czy utrwaliły się w Pana pamięci jakieś obrazy z tamtej, heroicznej historii miasta? JAKUB ROSZKOWSKI Tak, wprawdzie nie zachowało się tych wspomnień wiele, ale pamiętam dwa takie momenty. Pierwszy to przejazd przez Gdańsk papamobile z Janem Pawłem II. Byłem wtedy wśród witających go tłumów i ten nastrój euforii, podniecenia, zrobił na mnie wielkie wrażenie. Drugi moment to sytuacja, która mogła się zdarzyć już pod koniec lat osiemdziesiątych. Byłem akurat z mamą w centrum miasta i nagle zobaczyliśmy mnóstwo ludzi, którzy szli ulicą i krzyczeli: "Solidarność! Solidarność!". Bardzo mi się to spodobało, wy