- Marzeń nie mam. Już od dawna. Wyrosłem z nich. Co więcej, od marzycieli trzymam się jak najdalej. Wolę mieć konkretne plany i projekty, nad którymi pracuję, o których realizację walczę - uważa reżyser WALDEMAR KRZYSTEK.
Upada jeden, przygotowuję następny. Mozolnie i z uporem. Dzień w dzień. Nie mam czasu, by godzinami pogrążony w słodkim półśnie, snuć wizje wszystkich możliwych przyjemności i satysfakcji dostępnych na tym świecie. Wyobrażać sobie, kim to nie będę, co będę robił, co tak niezwykłego osiągnę i na jakie to Himalaje życia się wdrapię. Oczywiście nic nie robić i tylko sobie marzyć jest przyjemnie i łatwo. Ale to nie jest jazda dla mnie. Jak się ma dziesięć lat, to proszę bardzo, wtedy nie jest śmieszne, jak się marzy o strażackim hełmie czy karierze policyjnego inspektora. Erotyczne marzenia trzynastolatka są naturalne i wręcz pożądane. Ale marzący pięćdziesięciolatek jest raczej śmieszny, a jak marzy na wizji i z głosem - bywa żałosny w swym rozmemłaniu. Widziałem takich wielu. Siwowłosych marzycieli gadających o swoich rojeniach, nawiedzonych fantastów opowiadających swoje sny na jawie... Owych wiecznych chłopców z trójką