Dramat nieudanego życia, zwichniętych uczuć, niespełnionych możliwości, czy też po prostu melodramat obyczajowy o konsekwencjach zdrady małżeńskiej? Trudno orzec o wyłączności któregoś z tych wzorców. "Lucy Crown" Irvina Shawa jest jednym i drugim. Opowieść nigdzie nie wychodzi poza ramy zwykłości wydarzeń, ale przecież nigdy im nie dowierza. Adaptacja telewizyjna prozy amerykańskiego pisarza od razu, od pierwszej chwili akcentuje ten moment, gdy wkłada w usta narratora zdania o "owym fatalnym lecie", "brzemiennym w skutki spotkaniu", "spełnieniu losu". Irvin Shaw, który jest tradycyjnym realistą (w dobrym tego słowa znaczeniu), wychodzi od konkretu i portretuje wybranych, określonych ludzi, ale najwyraźniej chciałby, żeby ten wizerunek miał ponadjednostkowe odniesienie i sens powszechniejszy. W każdym razie historia Lucy Crown ma być odbiciem kryzysowego stanu, w jakim znalazła się moralność amerykańskich (czy tylko?) "układów małżeńskich".
Tytuł oryginalny
Ucieczka Lucy Crown
Źródło:
Materiał nadesłany