Ucho z malachitowym kolczykiem. Przede mną, w prawo po skosie - rząd IV, fotel 12 - ucho fenomenalne, ucho uszu, z różowopomarańczowego miodu, który w temperaturze 36,6 jakimś cu-dem trzyma się kupy, ucho do zjedzenia, ucho mojego życia, choć może jednak nie do końca. To nie może być ucho mojego życia, bo ucho mojego życia przebywa w tej chwili w Bydgoszczy. Szkoda. W ogóle szkoda że człowiek, jak już ma jedno życie, to wypada mu mieć tylko jedno ucho życia? Co by to komu szkodziło, gdybym miał, dajmy na to, troje uszu życia? Czy ucho bydgoskie nie mogłoby się jakoś dogadać z uchem miodowym i pójść mi na rękę, definitywnie zrywając z tą fatalną symetrią: jedno życie - jedno ucho życia? Jest rok 1999, koniec wieku, siedzę na widowni Teatru Bagatela, który "Epoką śmiechu" wg Odona von Horwatha otwiera ambitny cykl "Ach, ten wiek XX...", siedzę, powoli tonę w miodzie ucha przede mną i mam pewność, że w miodzie ucha przede mną, niczym pe
Źródło:
Materiał nadesłany
"Dziennik Polski" nr 71