Jest to widowisko w całym tego słowa znaczeniu wesołe, pełne niespodzianek, zadziwiające wielością środków użytych do budowy iluzji teatralnej. Są więc dymy i huki, sygnał DTV, pali się magnez, mrugają światła, kręci się karuzela, pulsuje znakomita muzyka. Feeria barw i kostiumów. Rytm przyspieszony, jakby zwariowany łamie się co jakiś czas, na jego miejsce przychodzi liryczna nuta melancholijnej kołysanki: wnętrze namiotu przy ul. Rydla spowija ciemność. Cyrk i powaga stoją obok siebie: drwina i szyderstwo, zgrzebna gra aktorów, niekonsekwencje i niedopowie-dzenia w zachowaniu postaci na arenie nic tu nie znaczą. Bo nie o to chodzi. Osobiście widzę w tym konglomeracie różnych środków ekspresji, wielorakich sposobów szokowania widza jakąś metodę, która nie tylko usprawiedliwia odejścia od dramatu Jarrye`go, ale pozwala znaleźć wspólny mianownik dla od lat rozwijanej koncepcji Teatru STU. Czy jest to teatr - bachanalia, teatr - z
Tytuł oryginalny
"Ubu" w STU
Źródło:
Materiał nadesłany
Echo Krakowa nr 213