Operacja się udała, chory umarł. Tak najkrócej można by scharakteryzować inscenizację "Ubu Królem" A. Jarry'ego na scenie Teatru Polskiego w Warszawie. Udały się niewątpliwie: scenografia, muzyka, ruch sceniczny, tempo. Jest na co popatrzeć, sceny "objawienia" cara w ikonostasie, czy bitwy z fruwającymi piłkami znakomicie rozwiązane, a Wiesław Gołas jako Stary Wiarus - wprost do zakochania. Natomiast mocno wątpliwa jest idea przerobienia sztuki na rzecz z Teatru "Syrena" rodem, z satyrycznymi piosenkami mocno, czasem, zbyt mocno, osadzonymi w aktualności pomiędzy poszczególnymi scenami. To ukabaretowienie, dość zresztą nie przystające do intelektualnego poziomu sztuki, odbiera Ubu znaczenie symbolu, czyniąc z groźnego prekursora wszelkich totalitaryzmów swojskiego poczciwego staropolskiego opoja. Tymczasem Ubu w tradycji europejskiej, a zwłaszcza francuskiej jest postacią żywą do dziś, czego najlepszy dowód znajduje się w programie w postaci re
Tytuł oryginalny
Ubu po polsku
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna nr 118