Jan Klata zrobił spektakl o narodowym piekiełku i wyjechał z nim w trasę po konserwatywnych miasteczkach południowo-wschodniej Polski. Prowokacja? A może raczej próba podjęcia dialogu w podzielonym politycznie kraju? - pisze Łukasz Saturczak w Newsweeku.
"Ubu Król" zacznie się za godzinę. Namiot, w którym będzie grany, stoi poza centrum miasta, bo tylko tam zmieści się scena z całym zapleczem technicznym. Na białej plandece przed wejściem skromny napis: "Ubu Tour 2015". Niżej czarnym markerem podpisy aktorów krakowskiego Starego Teatru i objechane miasta: Kraków, Miechów, Nowy Targ, Sanok, Przemyśl... Dziś ktoś dopisuje Chełm, za dwa dni Zamość, później kolejno: Tarnobrzeg, Bytom, Oświęcim i Andrychów. Głównie - miasteczka stanowiące bastiony rodzimego konserwatyzmu, polski "pas biblijny", ciągnący się od Małopolski przez Podkarpacie, Lubelskie i dalej, na północny wschód od Wisły. - Ryzykowny ruch, żeby wywrotowy spektakl oddać pod osąd innej niż zazwyczaj publiczności, sprawdził się - opowiada mi w Zamościu Jan Klata, reżyser "Ubu Króla" i dyrektor Starego Teatru. Siedzimy w jednym z ogródków piwnych na renesansowym rynku. - Spodziewaliśmy się, że w Nowym Targu załatwią nas ciupag