Zmasowane siły ciemnogrodu, wsparte przez lobby homofobów, odniosły kolejny sukces. Tym razem w operze. W warszawskim Teatrze Wielkim zablokowano inscenizację "Wozzecka", w której artysta miał wystąpić tak, jak go Pan Bóg i pan reżyser stworzyli - pisze Marcin Wolski w tygodniku Wprost.
W dodatku w ramach ataku użyto argumentu, że w spektaklu występują dzieci. I co z tego? Gdyby dzieci były gołe, a solista ubrany, podpadałoby to pod pedofilię. A tak jest jedynie gwałt na sztuce. Tenor heroiczny w prywatnych majtkach, co widać na zdjęciach, czuje się nieswojo. Można wręcz powiedzieć - straszy ubiór w operze. No i strata dla całego przedstawienia niepowetowana. Wiadomo, nagi szybciej śpiewa, bo boi się o struny głosowe. To mogłoby tylko dodać spektaklowi tempa. Reżyser dał się sterroryzować i w dodatku twierdzi, że od początku arie miały być śpiewane w majtkach, a jedyna nagość, jaka przychodziła mu do głowy, to była naga prawda. Trzeba mu wierzyć, choć postępowi krytycy obawiają się, że w kolejnych spektaklach Aida wystąpi w moherowym berecie, a Figaro na swym weselu w krawacie w paski. Tak czy owak mamy skandal na miarę ocenzurowania fresków Michała Anioła przez domalowanie postaciom w Sykstynie różowej bielizny. Wiado