W czasach, gdy poszukiwanie firm chętnych do sponsorowania teatru stało się chlebem powszednim dyrektorów, fakt, że nagle zjawia się w przybytku sztuki prywatny producent, trzeba uznać za szczęśliwe novum. Bardzo potrzebne i artystom, i widzom. Goszcząca niedawno w Gdańsku ze swoim Teatrem Tańca, dyr. Ewa Wycichowska na pytanie, jak się czuje, niezmiennie odpowiada, że bolą ją kolana. Uznałam, że po wielu latach uprawiania zawodu tancerki to normalne. Ale znakomitą choreografkę dyrektora-menedżera kolana bolą od klęczenia przed możnymi tego świata - trzymającymi kasę!
Tymczasem właśnie w Poznaniu, w Teatrze Nowym, zjawił się całkiem prywatnie Marek Bykowski, prezes Loży Patronów, działającej przy tej samorządowej instytucji kultury i zapłacił za wystawienie "Fredry dla dorosłych". Tytuł dobry na nasze skomercjalizowane czasy, w bliższym kontakcie okazał się być "Mężem i żoną" hrabiego Fredry. Bohaterowie odarci z hrabiowskich tytułów i konwenansów zostali przeniesieni w czasy biznesmenów z nieodłącznymi komórkami przy uchu. Zabawa pyszna, a teatr odwdzięczył się jak mógł najpiękniej, organizując specjalną premierę dla pracowników firmy pana Bykowskiego. Może to też jest sposób na braki w kasie, może gdańscy biznesmeni też zdecydują się zamówić sobie w którymś z naszych teatrów prywatną premierę? Po spektaklu trafiłam do klubu środowisk twórczych "U Stula"! Mój Boże, przecież Stuło to nikt inny jak Stanisław Hebanowski, znakomity teatrolog, tłumacz, dyrektor i kierownik literacki teatru,