Zanim zaczęło się lato, w kilku teatrach Dolnego Śląska sypnęło premierami. Teatry jakby zapatrzyły się na klasę robotniczą, ale nie tą przodującą, raczej na tę z placów budów. Nie przekraczają więc planów ani nie wykonują ich przed terminem, tylko wpadają w poślizgi i cieszą się, jeżeli się uda zmieścić z ostatnią premiera w ogóle w granicach sezonu. Recenzenci nie są lepsi, odnotowują przedstawienia (nawet w prasie codziennej) w kilka tygodni po premierze, czasem nie odnotowują wcale, adresując swe sprawozdania nie tyle do wykonawców i publiczności, co raczej do historyków. Wiem co mówię, bom nie lepszy, choć mam solidniejsze alibi: w tygodnikach polityczno-społecznych problematyka teatralna czy w ogóle kulturalna należy do drugorzędnych, co zapewne jest wyrazem krótkowzroczności redakcji, ale bądźmy dla nich wyrozumiali, skoro nawet tygodnikom deklarującym się jako kulturalne, sprawy te również nie wydają się najważniejsze. Pr
Tytuł oryginalny
U kresu sezonu
Źródło:
Materiał nadesłany
Sprawy i ludzie nr 27