Bal u Wolanda w reż. Łukasza Czuja w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Recenzuje Jacek Cieślak
Na spektakl Łukasza Czują warto spojrzeć oczami bezkompromisowego jurora. Bo to reżyserska amatorszczyzna i choreograficzny skandal. Tytułowego balu brak, a songów tyle, co Behemot napłakał. Co by na to Maleńczuk powiedział? Niestety, z trudem panuje nad głosem i ciałem. Na premierze zżarła go trema młodzieńca, który marzy, by zostać teatralnym idolem. Uważam Maleńczuka za najbardziej wyrazistą obecnie postać polskiej sceny rockowej, choć w polsatowskim "Idolu" nadwerężył opinię artysty niezależnego. Jednak jego koncerty to fantastyczny rockowy cyrk, porażający bogactwem konwencji. Wrodzony zmysł do prowokacji tonuje rhelodramatyczną nutę. Aby nie popaść w szmirę, ucieka w drapieżną autoironię - niczym kameleon nieuchwytny w różnorodności aktorskich wcieleń. Jaki diabeł podkusil go do udziału w teatralnym "emeryten party", że użyję tytułu jednej z kapitalnych piosenek Pudelsów - widowisku drętwym jak stołowa noga i pustym jak dzban