Nie ma cienia wątpliwości. Gajosa się lubi, ceni i szanuje, na Gajosa się chodzi do kina i teatru. Teraz okazało się, że "Gajosa" się czyta. Bo choć biografia jest na rynku raptem kilka tygodni, już przyznano jej tytuł Książki Roku na wrocławskich targach. Z aktorem rozmawia Liliana Śnieg-Czaplewska w Przeglądzie.
Znakomity reżyser Mike Leigh mówi: "Doskonałe aktorstwo to umiejętność bycia prawdziwym", a Harrison Ford, że robi wszystko, by wypaść wiarygodnie. A pan? - Aktorstwo jest albo dobre, albo złe. Dobre bywa dzięki uzdolnieniom i świadomości, jak z tych uzdolnień korzystać. Jestem przeciwnikiem bujania w obłokach i czekania na natchnienie. To po prostu praca. Proszę mi wierzyć, ciężka, czasem bardzo. Nigdy nie daruje lekceważenia i traktowania po łebkach. Potrafi się mścić za takie traktowanie. Elżbieta Baniewicz w książce "Gajos" rozłożyła pana zawodową świadomość na czynniki pierwsze, analizując większość z ok. 230 ról, w tym 100 filmowych. Jak się panu stoi na pomniku? - Nie wiem. Nie wchodzę na żaden pomnik. Łatwo stamtąd spaść. Ile ról zagrałem, nie liczyłem. Wierzę autorce, że je starannie prześledziła, wiernie przytoczyła oceny, sama też oceniając. Prawdę mówiąc, odbyliśmy z panią Elżbietą raptem dwie rozmowy na temat