PRZED KILKU LATY powstał jeden z najpiękniejszych wierszy Tadeusza Różewicza zadedykowany pamięci zmarłego wówczas Konstantego Puzyny: Czas na mnie/czas nagli/co ze sobą zabrać / na tamten brzeg / nie / więc to już / wszystko / mamo / tak synku / to już wszystko/a więc to tylko tyle/ tylko tyle /więc to jest całe życie/tak całe życie. Ta wspaniała elegia robi nieodmiennie wielkie wrażenie lapidarnością, koncentracją, skupieniem, a może przede wszystkim niezwykłą intymnością dochodzenia do prawd ostatecznych. Gdyby jej jednak tę intymność odebrać, gdyby na przykład próbować ją inscenizować, a choćby tylko deklamować ze sceny prysłaby pewnie cała siła: to, co wyszeptane do ucha działa jak wstrząs, głoszone ex cathedra łatwo osuwa się w banał. Czyż nie to właśnie jest głównym kłopotem "Wdów", i powodem konsternacji warszawskiej widowni premierowej? (Śladów tej konsternacji nie sposób co prawda odnaleźć w gazetowych recenzjach, a
Tytuł oryginalny
Tylko tyle
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 5