Tak to już jest, że trudno dorównać legendzie. Oczekiwania są zawsze ogromne, a porównania obciążające - o "A Chorus Line" w reż. Mitzi Hamilton w Teatrze Capitol we Wrocławiu pisze Aleksandra Konopko z Nowej Siły Krytycznej.
Polska premiera legendarnego musicalu "A Chorus Line" na długi czas przed pierwszym pokazem stała się wydarzeniem medialnym i skutecznym "chwytem marketingowym". Tak sugestywnym, że prześcigające się w zapowiedziach gazety niewiele więcej niż w pełnych zachwytu tekstach "przed", napisały tuż po premierze. A jednak warto zastanowić się nad tym, co wydarzyło się w Capitolu, bo sukces marketingowy nie pokrył się niestety w pełni z wydarzeniem scenicznym. Wrocławski teatr muzyczny zapragnął stworzyć klimat Broadwayu. Podczas oglądania spektaklu trudno jednak było się poczuć jak w stolicy światowego musicalu. Teoretycznie wszystko powinno być w porządku, bo słynne widowisko w reżyserii i choreografii Michaela Benetta przeniosła na scenę Capitolu Mitzi Hamilton, która od lat realizuje "Chorus Line" na całym świecie i - jak można powiedzieć - jest jego specjalnym ambasadorem. Hamilton zna ten musical od podszewki. Brała udział w przygotowaniu scenariu