"Kraksa" w reż. Wojciecha Smarzowskiego w Starym Teatrze w Krakowie. Recenzja Joanny Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.
To spektakl niewielkiego formatu. Nie tylko dlatego, że krótki i szybko dążący do finału. Słowo "kraksa" sugeruje poważną sprawę. Spektakl Wojtka Smarzowskiego mówi co najwyżej o stłuczce. Komunikuje w niespełna półtorej godziny jedną, niezbyt odkrywczą, myśl, że każdy człowiek ma coś na sumieniu i nadchodzą w życiu takie chwile, gdy musi się jakoś z tym zmierzyć. Dürrenmatt opowiada o człowieku, który przez przypadek (tytułową kraksę samochodową) trafia do willi na odludziu, gdzie trzech emerytów - prokurator, sędzia i adwokat - zabawia się w odtwarzanie historycznych procesów bądź poddawanie prawniczemu śledztwu trafiających do willi delikwentów. Każdy jest oczywiście czemuś winny, choć nie zdaje sobie z tego sprawy. "Wina istnieje, trzeba ją jednak mozolnie odkrywać, trzeba jej szukać pod maską świata współczesnego" - pisał Dürrenmatt. Smarzowski umieścił "Kraksę" we współczesnej Polsce. Willa na odludziu stała