"Romeo i Julia" w insc. Janusza Wiśniewskiego w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Ewa Obrębowska-Piasecka w Gazecie Wyborczej - Poznań.
Po rewelacyjnym "Fauście", po "Królu Ryszardzie III", po "Operze Kozła" - czekało się na "Romea i Julię" Janusza Wiśniewskiego jak na objawienie. Tymczasem spektakl, którego premiera odbyła się w sobotę, nie ma w sobie nic - literalnie: nic - z autorskiego rysu. A do tego jest śmiertelnie nudny. Po prawdzie Wiśniewski deklarował, że nie chce udziwniać historii dwojga kochanków z Werony, miał zamiar ją po prostu opowiedzieć z całym przypisanym jej sztafażem: pojedynkami, scenami balkonowymi... Kłopot jednak w tym, że chyba za bardzo uwierzył, iż historia sama się opowie i powstało przedstawienie bez rytmu, bez stylu, bez konwencji. Jak szkolna, patetyczna sztampa, w której niewprawni aktorzy sięgają po przerysowane, "operowe" gesty, "przeżywają" zamiast grać i podnoszą głos zawsze wtedy, kiedy dobrze byłoby go ściszyć. Mamy więc naiwną do bólu (niczym w kiczowatej bajeczce) scenografię, która sprowadza się do zarysu architektonicznego z wi