- Pamiętam, jak po studiach przyjechałam do Warszawy. Wiedziałam, że tu chcę mieszkać. Chodziłam od teatru do teatru, zostawiałam swoje CV. W Romie byłam parę razy. Do Teatru Kwadrat też przychodziłam nieraz. Nie odbierałam osobiście odmowy dyrektorów, którzy mówili: "Nie mam teraz etatu", "Nie mam dla pani roli" - mówi warszawska aktorka, KATARZYNA ZIELIŃSKA.
Wychowywała się w pięknym Starym Sączu. Góralskie korzenie wyposażyły ją w upór i wytrwałość. W prezencie od rodziców dostała też wrażliwość i ciekawość świata. "Olivii" zdradza swój sposób na życie i ukochane smaki. Olivia: Przyszłaś z taką małą torebką? Katarzyna Zielińska: - Wczoraj leciałam samolotem na spektakl do Starego Sącza, musiałam więc zabrać minimum rzeczy. Rodzicie, gdy zobaczyli mnie z tą torebką, też byli zdziwieni. Zapytali, czy coś się zmieniło w moim życiu (śmiech). Podróżujesz samolotem? - Czasem wygodniej, na pewno szybciej, a zdarza się, że taniej. Wczoraj grałam spektakl "Berlin czwarta rano" w rodzinnym mieście. Samochodem do tego mojego Starego Sącza jechałabym z Warszawy pół dnia. Jak się gra w rodzinnym mieście? - Stresująco, ale miło. Zaprosiłam rodziców, teściów, ciotki, kuzynki i przyjaciół. Gdy weszłaś do domu... - Rodzice czekali z jajecznicą z grzybami i lubczykiem. Na obiad m