"Mewa" w reż. Pawła Miśkiewicza w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Tadeusz Nyczek w Przekroju.
Można grać Czechowa bez Czechowa? Można. Miskiewicz to udowadnia. Mewa", jak wiadomo, jest sztuką także o teatrze. A dokładnie: o dwóch teatrach - "starym" i "nowym". Stary reprezentuje lekko zmanierowana aktorka Arkadina, nowy - jej syn Trieplew, klasyczny młody gniewny dramaturg, niestety grafoman. Oba teatry Czechow łagodnie, jak to on, wyśmiewa. Rzeczą reżysera wystawiającego "Mewę" jest znaleźć taki teatr własny, który ukazując głupstwo i płytkość tamtych teatrów, sam będzie dobrym, "właściwym" teatrem. Jest to wykonalne, choć karkołomne. Przy okazji świetne wyzwanie dla kogoś, kogo interesują nie tylko sztuczki inscenizacyjne, ale też na przykład kondycja psychiczna aktora poddanego próbom bycia na scenie w wieloznacznych konfiguracjach, łącznie z bezwstydem prywatności. "Mewa" Miśkiewicza nie jest "Mewą" Czechowa i o Czechowie od razu zapomnijmy. Z jedenastki postaci ostała się szóstka. Jeśli ktoś nie zna fabuły, niech się nie kł