„O człowieku, który siedział tyłem” Karola Lemańskiego w reż. Macieja Wiktora w TVP Kultura. Pisze Krzysztof Krzak w Teatrze dla Wszystkich.
Zdarza się, niestety coraz częściej, że opis danego filmu, książki bądź spektaklu teatralnego jest o wiele ciekawszy niż dzieło, które finalnie dociera do odbiorcy. Casus ten według mnie dotyczy też „Człowieka, który siedział tyłem” pokazanego premierowo (po pięciu latach od powstania) 1 października 2024 w TVP Kultura.
O spektaklu Macieja Wiktora zrealizowanym w ramach projektu TEATROTEKA na podstawie utworu Karola Lemańskiego czytamy między innymi, że to „komedia na temat wyobcowania młodego człowieka pogrążającego się w coraz większym stopniu w wirtualnej rzeczywistości. Bohater próbujący za wszelką cenę dojść do perfekcji w opanowaniu komputerowej gry i skupiony wyłącznie na zainstalowanej w jego smartfonie aplikacji, z czasem traci zupełnie kontakt z otaczającym go światem. Zrywając relację z rodzicami i rówieśnikami, ignorując wszystkie przyjemności i problemy dnia codziennego, izoluje się od wszystkich i od wszystkiego. Ku przerażeniu bezradnych rodziców, staje się wręcz przypadkiem klinicznym. Jednak życie spłata wszystkim figla, gdy okaże się, że bohater dzięki swej pasji zdobędzie fortunę i – na swój sposób – stanie się człowiekiem spełnionym i szczęśliwym” (cytat za stroną producenta spektaklu, czyli Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych).
Brzmi intrygująco? Niewątpliwie. Sam zaś temat jawi się jako niezwykle istotny, zwłaszcza w okresie, gdy osób dotkniętych fonoholizmem, czyli uzależnieniem od telefonu komórkowego, przybywa z dnia na dzień, widzimy ich poruszających się jak zombie ze wzrokiem utkwionym w ekranie smartfona wszędzie i o każdej porze. I bynajmniej problem ten nie dotyka tylko osoby tak młode, jak Artur ze sztuki Lemańskiego, którego Jakub Zając zagrał w roku poprzedzającym jego udział w słynnym „Zenku”. Zagrał wiarygodnie, bo był, jak można przypuszczać, równolatkiem bohatera i problemy tego pokolenia nie były mu pewnie obce. Zając z zadania aktorskiego wywiązał się co najmniej poprawnie, a nie było ono łatwe, bowiem rola Artura to rola niemal niema, a aktor przez sporą część spektaklu pokazywany jest z perspektywy swoich pleców. Nie wiadomo do końca, czy młody człowiek zdaje sobie sprawę, iż uczestniczy w eksperymencie swojego ojca (Piotr Zelt), który wynajmując innych młodych ludzi: Anetę (Zuzanna Zielińska) i Wojtka (Adam Bobik, dziś znany jako młody Kazimierz Pawlak z prequela „Samych swoich”) za obietnicę pracy w jego firmie stara się swojego syna „wylogować do życia”. Przy tej okazji mamy również pokazany problem rozbitej rodziny i chęci dominującego wpływu rodziców na życie dorosłej latorośli. Bo – jak łatwo się domyślić – matka, grana w sposób drażniąco przerysowany, ocierający się niemal o manierę przez Małgorzatę Bogdańską (skądinąd świetną aktorkę), ma kompletnie inną wizję życia syna, który w efekcie podąża swoją drogą, którą uznaje za jedynie dobrą dla niego, dającą mu autentyczne poczucie wolności i spełnienia. A tak swoją drogą, Karolowi Lemańskiemu należą się słowa uznania za antycypację już w 2019 roku przemożnego wpływu na nasze funkcjonowanie sztucznej inteligencji, botów i szeroko pojętego świata wirtualnego.
Jako się rzekło, problem poruszony w spektaklu „O człowieku, który siedział tyłem” jest istotny, aktualny coraz bardziej, a sposób jego przedstawienia w konwencji momentami wręcz groteskowej – ciekawy. Tyle że, jako zwolennik teatru tradycyjnego i prawdy psychologicznej zawartej w postawach i zachowaniach postaci dramatu, nie akceptuję niezrozumiałej skłonności inscenizatorów do udziwniania tychże w pseudoawangardowym stylu. Nie ustrzegł się tego reżyser Maciej Wiktor (dziś aktywny głównie jako reżyser i producent filmów dokumentalnych), co w mojej ocenie rozmyło nieco wagę i istotę problemu poruszanego w tym spektaklu. Realizm zdaje się bardziej przemawiać do widza.