EN

24.06.1982 Wersja do druku

Tyle rozsądku, a jednak tyle szaleństwa?

ZDAJĘ sobie w pełni sprawę, jak niełatwo jest nastawić się dziś na odbiór sztuki trudnej, o wielu piętrach wtajemniczeń, sztuki - przy całym uniwersalizmie - hermetycznej, zawierającej przy tym "summę" przemyśleń jednego z najwnikliwszych, najbardziej bezkompromisowych wobec siebie i innych obserwatorów życia, jakich wydała nasza literatura. To, że widownia "otworzyła się" na idący ze sceny przekaz, należy przypisać za równo niezwykłej tego przekazu randze, jak i (powiedzmy to od razu na wstępie) doskonałemu wyczuciu przez reżysera klimatu tego złożonego najeżonego trudnościami, tak wiele problemów stawiającego przed reżyserem - utworu. Forma i my. Forma, która nas stwarza, którą inni w nas stwarzają swym postępowaniem, którą my, "zanurzeni" w innych, w nich z kolei kreujemy. Wzajemne uwikłania, branie w niewolę Formy, jej "symetryczność" (jak w pojedynku z "Ferdydurke"), wyzwalanie się z jej wszech władzy i wałka "na niedojrzałość

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Tyle rozsądku, a jednak tyle szaleństwa?

Źródło:

Materiał nadesłany

Głos Wybrzeża nr 123

Autor:

Tadeusz Rafałowski

Data:

24.06.1982

Realizacje repertuarowe