"Antygona w Nowym Jorku" w reż. Piotra Szalszy. Recenzja Pawła Głowackiego w Dzienniku Polskim.
W"Antygonie w Nowym Jorku" Janusza Głowackiego gardło marzy o małej łyżce zmrożonej stolicznej, a kieszeń stać tylko na plastikową butelczynę ciepłego Pershinga - mętnego kontredansu politury z denaturatem. I żebyż jeszcze ten drink, ten upadlający pląs trującego syfu z trującym syfem mógł się w czarnych jamach sponiewieranego cielska kloszardziego dziać codziennie! Toż to dobre niebo na obojętnej ziemi by było. Ale gdzie tam! Bywają dni, co gorsza, bywają mordercze, długie seńe dni bez końca, kiedy kieszeń stać tylko na powietrze. Wtedy łapy tańcują jak opętane - i nic z tym nie da się zrobić. Wtedy serce jest wcieleniem krzesanego - i nie ma nadziei na uspokojenie. Wtedy gnijące ciało tęskni za ostatnią ciemnością bez dna - ale ostatnia ciemność bez dna kolejny raz nie jest łaskawa. Kolejny raz jest tylko dzień, jakby wciąż ten sam. To samo sine miasto. Ten sam schnący park i na tej samej ławce, pod tym samym niebem, rytualnie da