Od dawna nie zdarzyło mi się uczestniczyć w spektaklu. Ten sposób bycia razem z twórcami przedstawienia zdarza się nieczęsto. Jest wielkim świętem. Radość oglądania i słuchania kreuje wtedy seans wspólnoty - widzów i aktorów. Bywa i tak, że zyskuje on moc terapeutyczną. Oczyszcza. Wyzwala emocje i doznania. Pomaga zrozumieć ludzką kondycję. Stwarza okazję, by spojrzeć na siebie, w głąb swojej psychiki i spróbować objaśnić jakże często bolesne kłopoty z istnieniem. Teatralne seanse wspólnoty powstają zazwyczaj, gdy mądrze i wnikliwie czyta się wielką literaturę. To żmudne, ogromnie pracochłonne zajęcie - i jakby niemodne we współczesnym teatrze. Ułożyłem te zdania pod wrażeniem spektaklu "Czekając na Godota" Becketta - Tarnowskiego Teatru im. Ludwika Solskiego. Uczestniczyłem w nim podczas Krakowskich Reminiscencji Teatralnych. Siedziałem pośród młodej publiczności, która wręcz łapczywie chłonęła Beckettowską wiwi
Tytuł oryginalny
Tydzień w kulturze
Źródło:
Materiał nadesłany
Przekrój nr 16