POZORNIE wygląda na absurd, przeciwstawianie terminu "stracić twarz" terminowi "stracić nos" (lub "nosa" - jak mawiają), skoro ten ostatni jest częścią twarzy. A przecież jego utrata - w przenośni - oznacza jedynie utratę życiowego sprytu i nieco cwaniackiej orientacji, podczas gdy "tracąc twarz" - tracimy ludzką godność. Opowiadano mi niedawno o pewnym statecznym profesorze i dostojnym akademiku, który wybrał się jednego razu z żoną do cyrku. Rzecz działa się w Tbilisi. Dostojny gość otrzymał miejsca w loży honorowej i spokojnie obserwował występy. Gwoździem programu była tresura dzikich zwierząt, na którą składał się między innymi ograny numer z dwoma lwami na huśtawce. Początkowo wszystko szło jak z płatka i granice emocji wyznaczały bezpiecznie wysokie sztachety okalające arenę. W pewnej jednak chwili profesor spostrzegł, że huśtawka wychyliła się gwałtownie i jeden z lwów - niczym wystrzelony z procy poszybował ponad kraty.
Tytuł oryginalny
Twarz czy nos?
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Wieczorny nr 226