"Wilhelm Tell" Rossiniego to dzieło ważne i wyjątkowe w karierze kompozytora i w rozwoju opery. Inscenizacje w Londynie i w Warszawie dowodzą, że to zarazem twardy orzech do zgryzienia dla współczesnych inscenizatorów - pisze Bartosz Kamiński w Ruchu Muzycznym.
Takiej awantury wokół przedstawienia operowego w Anglii najstarsi widzowie nie pamiętają. Wszystko przez scenę w trzecim akcie w nowej inscenizacji "Wilhelma Tella" w Covent Garden w Londynie. Młody włoski reżyser Damiano Michieletto, w miejsce baletowej sceny, w której austriaccy żołnierze okupujący Szwajcarię w XIV wieku zmuszają lokalne dziewczęta do wspólnego tańca, zainscenizował zbiorowy gwałt na jednej z nich. Kobieta z tłumu staje się ofiarą biesiadującej, pijanej i rozochoconej hałastry. Rozebranej do naga, okrywającej się ściągniętym ze stołu obrusem i z trudem wyrywającej się oprawcom z pomocą spieszy tytułowy bohater. W samą porę. Już w trakcie trwającej kilka minut sceny, w dniu premiery rozległo się na widowni donośne buczenie, by przejść w końcu we wrzawę zagłuszającą muzykę Rossiniego. Bojowe nastroje nie opuściły części widzów po zakończeniu spektaklu - reżysera donośnie wygwizdano, a w prasie ukazały się wył�