Każdy, kto zniesmaczony ekranizacją "Ślubów panieńskich" Filipa Bajona szybko opuszczał salę kinową, telewizyjną inscenizację sprzed 25 lat potraktuje niczym balsam dla duszy.
Andrzej Łapicki zawsze traktuje autorów sztuk z szacunkiem. Z utworów Aleksandra Fredry potrafi wydobyć ich mądrość, a także komizm. W zarejestrowanych przez TVP "Ślubach panieńskich", granych z powodzeniem na deskach Teatru Polskiego w Warszawie w II połowie lat 80., fredrowski wiersz jest wyraźnie na pierwszym planie. Nie tylko decyduje o przyspieszeniach i zwolnieniach akcji, ale też wyznacza jej rytm. Odtwórcy wszystkich ról w tym spektaklu rozmawiają Fredrą, a nie deklamują tekst w kierunku partnerów. Nie opatrują go, wbrew dzisiejszej modzie, cudzysłowem, ale i nie kokietują publiczności efektownymi skądinąd powiedzonkami. Koncertowe brzmienie, jakiego mamy okazję doświadczyć w tej inscenizacji, możliwe jest dzięki temu, że reżyser nie uległ "pogoni za młodością" i w rolach głównych bohaterów obsadził aktorów dojrzałych. Jak w powiedzeniu Fredry: "Nie przelewki to, panie Dominiku!/Stajem obadwa na czwartym krzyżyku". Urocza komedia