- Jako widz telewizji publicznej wzywam jej kierownictwo do zaprzestania mydlenia nam oczu i udawania, że jakaś misja kulturotwórcza jest realizowana. Publiczna, czyli nasza wspólna telewizja nie może być traktowana wyłącznie jako maszynka do robienia pieniędzy za wszelką cenę - apeluje Krzysztof Lubczyński w Trybunie.
Festiwal w Opolu to nie tylko kilka tysięcy widzów w tamtejszym amfiteatrze, ale przede wszystkim tzw. cała Polska przy telewizorach. Nędza artystyczna tegorocznego festiwalu jak w soczewce skupia nędzę duchową i intelektualną oferty polskiej telewizji publicznej. Od 1990 r., napierw powoli, a potem coraz szybciej, telewizja publiczna stacza się, a właściwie już się stoczyła w strefę najgorszej komercji. Pozycje w programie wartościowe poznawczo, intelektualnie, artystycznie są tak rzadkie, że wyławia się je z lubością niczym unikalne okazy muszli i pamięta przez długie miesiące. Poza tym niepodzielnie panuje komercja najgorszego sortu, schlebianie najniższym gustom, humorek tandetny i głupkowaty, a jeśli powaga, to tzw. bogoojczyźniania i nadęta w stylu osławionej polityki historycznej PiS-u, etosu i wartości. Teatr Telewizji został sprowadzony do najwęższego marginesu, a ciekawsze filmy nadawane są w dni powszednie około godziny pierwszej w n