Inscenizacja Swinarskiego wstrząsnęła Polską. Odtąd każdy, kto zajmował się romantycznym dramatem, musiał zmierzyć się z tą wizją Polski, romantyzmu i teatru.
Zaczęło się od choroby. W 1972 r. Swinarski popadł w depresję spowodowaną latami pełnej napięcia pracy. Jan Paweł Gawlik, ówczesny dyrektor Starego Teatru, namówił Swinarskiego na kurację w klinice psychiatrycznej w Krakowie. Potem przyniósł mu "Dziady". Swinarski rozegrał spektakl w całym teatrze: obrzęd rozgrywał się w foyer zamienionym w kaplicę, sceny polityczne w sali widowiskowej, przez którą ciągnął się drewniany pomost w kształcie krzyża. Na marginesie projektów widowni przedrukowanych w programie widniał dopisek reżysera: "Niech się widzowie męczą". Ta przestrzeń inspirowana teatrem alternatywnym była odkryciem. Odpowiadała otwartemu charakterowi dramatu, a jednocześnie wymuszała kameralny odbiór. Widzowie stawali się współuczestnikami pogańskiego obrzędu, dzielili także los więźniów - kiedy wchodzili na widownię, salę otaczał oddział rosyjskich żołnierzy. Skreślono niewiele tekstu, głównie z IV części dramatu. Sw