Dwójka pokaże nakręcony w 1994 roku dokument o zmarłym niedawno Marku Walczewskim [na zdjęciu]. To piękny portret artysty pokazujący jego karierę i przyprawiony smakowitymi anegdotami.
Na zawsze pozostaną mi w pamięci dwa wcielenia filmowe Walczewskiego: Eligiusza Niewiadomskiego, zabójcy prezydenta Narutowicza ze "Śmierci prezydenta" Jerzego Kawalerowicza i szalonego podpalacza Bum Buma z "Ziemi obiecanej" Andrzeja Wajdy. To była kwintesencja jego aktorstwa: totalnego, pełnego ekspresji. Można było odnieść wrażenie, że spala się w graniu. Po tych kreacjach, a także wcześniejszych rolach w spektaklu "Kariera Artura Ui" Jerzego Gruzy i serialu "S. O. S" Janusza Morgensterna, do Walczewskiego przylgnęła etykietka aktora demonicznego. - Wielka rola musi być demoniczna - podkreśla w filmie Agaty Olenderek i Andrzeja Wasilewskiego reżyser i malarz Józef Szajna. Ten demonizm nie pojawił się u Marka Walczewskiego od razu. Gdy zaczynał karierę w Krakowie, m.in. w spektaklach Konrada Swinarskiego, musiał się ograniczać trzymany w ryzach przez reżysera. - To było najważniejsze spotkanie w mojej karierze - podkreślał aktor. - Gdyby nie Kon