Tyle zachwytów usłyszeliśmy na temat białostockiego "Turlajgroszka", że właściwie wiemy już o tym przedstawieniu wszystko. Ale co innego, gdy się je widzi samemu. To przepiękny spektakl. W jednej godzinie wszystko się w nim mieści: i nastrojowe zaloty, i patetyczny ślub, i bijatyka z furgającymi w przestrzeni scenicznej przedmiotami codziennego użytku, i sztukmistrz jarmarczny przemieniający się w diabła, i straszna pokuta za grzechy, i gromadna radość z pojednania. Dola człowiecza od narodzin do upadku i ponownego odnalezienia się wśród swoich. Jest to opowieść o wiejskim chłopcu, którego rodzice oddają na naukę handlarzowi. Ale handlarz jest diabłem i uczy chłopca samych niegodziwych rzeczy. Gdy jego szalbierstwa wyjdą na jaw, musi je odpokutować, wrócić do domu na kolanach, turlając przed sobą czarodziejski groszek. Pokuta odprawiona zostaje bez żadnej taryfy ulgowej, pilnuje jej cała rodzina, dopingując w piosence: "Turlaj, bo nie pokochaj�
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Śląska nr 274