W warszawskim Teatrze Wielkim 25 stycznia wznowiono pochodzącą z końca 1984 roku inscenizację "Turandot" Pucciniego. Było to posunięcie na pewno słuszne - nie tylko dlatego, że idzie tu o jedno z najwybitniejszych arcydzieł operowych XX wieku, a wspomniana warszawska inscenizacja była artystycznym osiągnięciem dużego formatu. Również dlatego, że "Turandot", mimo swych niepospolitych walorów, bardzo rzadko pojawia się na scenach - zresztą nie tylko w Polsce. Ponowne wprowadzenie jej do repertuaru jest więc niewątpliwie atrakcyjne nie tylko dla polskich miłośników opery; stwarza nawet, być może, pewne możliwości eksportowe (podobnie jak to było przed kilku laty z "Mazepą" Czajkowskiego - utworem także niezmiernie rzadko goszczącym na europejskich scenach, a nad podziw wspaniale wystawionym w Warszawie i chyba przedwcześnie wycofanym z afisza). Rzecz jednak w tym, że obawy wielu wytrawnych szefów oper przed wprowadzeniem ostatniego dzieła Pucciniego n
Tytuł oryginalny
"Turandot" wróciła do Warszawy
Źródło:
Materiał nadesłany
Ruch Muzyczny nr 5