Cnotą najmniej pożądaną przy wystawianiu "Turandot" wydaje się powściągliwość. "Turandot" musi być olśniewającym widowiskiem z wciśniętym do oporu pedałem teatralnej ekspresji. Takiego potraktowania domaga się natura dzieła złożonego głównie z wielkich masowych scen, a w szczególności natura jego muzyki, na przemian namiętnej i pompatycznej, której zmysłowy blask graniczy z ostentacją. Chyba podobnego zdania byli twórcy warszawskiej inscenizacji "Turandot", Andrzej Majewski i Marek Grzesiński; ich przedstawienie, zrealizowane błyskotliwie i z niebywałym rozmachem, w najlepszym znaczeniu tego słowa eklektyczne ("rewers" mistrzowskiego eklektyzmu partytury), jest teatrem sugestywnych efektów, jaskrawych kontrastów, monumentalnych kompozycji przestrzennych, operuje symbolami o różnym (czasem wątpliwym) stopniu czytelności, miesza i łączy konwencje egzotycznej baśni i pop-kultury, melodramatu i publicystyki, atakuje obrazem o ogromnej sile ekspresji
Tytuł oryginalny
"Turandot" od święta i na co dzień
Źródło:
Materiał nadesłany
Ruch Muzyczny nr 3