Niedawno, przy okazji gościnnych występów w Warszawie moskiewskiego Teatru Balszoj, pisałem o doskonałości, jaką można osiągnąć w operowym teatrze. Tym razem nie muszę już zerkać zazdrosnym okiem na poczynania zagranicznych artystów, "Turandot" Pucciniego w stołecznym Teatrze Wielkim ze wszech miar zasługuje na uznanie. I to począwszy od świetnie przygotowanej strony muzycznej, poprzez intrygującą scenografię po rozumną reżyserię. Utarło się przy omawianiu operowych przedstawień dostrzegać oddzielnie każdy z jego elementów. W przypadku "Turandot" śmiało można mówić o teatralnej inscenizacji, wszystko razem tworzy nierozerwalną, zamkniętą całość. "Turandot" nieczęsto gości na polskich scenach. Ta ostatnia i najdoskonalsza z oper Pucciniego wymaga szczególnych wykonawców i wyjątkowej oprawy. Trudności wykonawcze łączą się głównie z partia tytułową. Surowa, pozbawiona ludzkich uczuć księżniczka zaczyna wprawdzie śpie
Tytuł oryginalny
Turandot
Źródło:
Materiał nadesłany
Kierunki nr 13