EN

28.06.2024, 09:54 Wersja do druku

Tuba propagandowa, czyli o 44. WST

44. Warszawskie Spotkania Teatralne w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w „Naszym Dzienniku”.

fot. Magda Hueckel/ mat. teatru

Zwykło się mówić, iż teatr jest odzwierciedleniem rzeczywistości, w jakiej żyjemy. I tak, i nie. Tak, bo część zjawisk, które nas otaczają, w tym nurty polityczne, estetyczne, prądy intelektualne obejmujące szeroko rozumianą kulturę rzeczywiście można odnaleźć w przedstawieniach teatralnych. Oczywiście w przetworzeniu artystycznym (ale to już trochę na wyrost powiedziane). Nie, bo w otaczającej nas rzeczywistości obok wspomnianych zjawisk funkcjonują przestrzenie, a w nich my, na przykład osoby o poglądach konserwatywnych, których teatr celowo nie zauważa. A jeśli już zauważy, to wyłącznie w celu prześmiewczym, ironicznym itp., co można było dostrzec na 44. Warszawskich Spotkaniach Teatralnych, w ramach których w głównym nurcie prezentowane są co roku przedstawienia spoza Warszawy.

Całkowity upadek

I od razu trzeba powiedzieć, że tegoroczny festiwal okazał się najgorszym spośród wszystkich, które na przestrzeni wielu lat obejrzałam. Chodzi nie tylko o żenujący w wielu wypadkach poziom artystyczny (a kilka wyjątków nie zmienia przecież całościowego obrazu), ale i prezentowane treści. Wprawdzie obecnie publiczność nie była już witana jak w roku ubiegłym w warszawskim Teatrze Dramatycznym obrzydliwą pornograficzną, bluźnierczą rzeźbą, ale cel propagandowy festiwalu jest podobny. Zatem można było utwierdzić się w przekonaniu, iż obecnie teatr jest „zadaniowy". To znaczy: ma wykonać zadanie narzucone przez politykę środowisk lewicowo-liberalnych. Myślę, że teatr nie jest nawet do tego przymuszany, a będąc - na własne życzenie - narzędziem ideologicznym wspomnianego środowiska politycznego, po prostu wywiązuje się ze zlecenia. I, jak widać na scenie, robi to z ochotą. Tylko że to już nie jest teatr artystyczny, lecz rodzaj sporu realizowanego na zamówienie lewicowo-liberalne. A to świadczy o wielkim upadku teatru.

Główne tematy podnoszone w zaprezentowanych spektaklach to nachalne propagowanie eutanazji, aborcji, środowisk lgbt, transpłciowości, tranzycji itp. A ponadto stałe elementy dzisiejszych przedstawień: wymazywanie polskości i w ogóle tożsamości narodowej, walka z Kościołem, ośmieszanie wiary chrześcijańskiej, która jak doskonale wiemy, jest przecież naszym dziedzictwem kulturowym i narodowym. To właśnie z niej czerpiemy mądrość i siłę przetrwania.

Poza dobrem i zfem

To w skrócie najogólniejsze refleksje pofestiwalowe. Ale przy okazji nie można nie wspomnieć, że dzisiaj w wielu przedstawieniach - a tak się dzieje co najmniej od kilku lat - można zaobserwować niebezpieczny kierunek natury wręcz aksjologicznej w postaci niwelowania granicy między tym, co należy do świata wartości, a rym, co jest antywartością, zaprzeczeniem wartości. Obserwujemy, nie tylko w teatrze, ale szerzej w przestrzeni kultury, tworzenie się nowego systemu pseudofilozoficznego propagującego antywartość jak zjawisko pozytywne. Stąd tak często w przedstawieniach teatralnych dochodzi do wyraźnego akcentowania głębokiego relatywizmu między dobrem a złem. To zaś prowadzi do konstatacji, że kategorie dobra i zła są wymienne, co - jak wiadomo- jest fałszem. Tym samym na przykład w tekście oryginalnym u autora sztuki bohater będący nośnikiem ewidentnie upostaciowanego zła, na scenie może być interpretowany jako dobro. Reżyser dokonujący takiej „przewrotki" (w imię ideologii poprawności politycznej itp.) nie ponosi żadnych konsekwencji. A powinien, wszak zmienia tym samym intencje autora sztuki i przesłanie utworu oryginalnego. Takich przykładów rozmaitych przeróbek dokonywanych przez reżyserów wespół z tzw. dramaturgami (chyba właśnie w tym celu zatrudnionymi w wielu teatrach) obserwujemy dziś multum. Najbardziej widać to w przypadku przerabiania klasyki na tzw. współczesność. Zgroza. Ów proceder, niestety, ma charakter rozwojowy.

Na szczęście nie wszystkie spektakle zaprezentowane na WST należą do jednego „chóru" propagującego ideologiczny program lewicowo-liberalny. Do wyjątków należy przedstawienie ze Starego Teatru w Krakowie „Pewnego długiego dnia" Eugene'a O'Neilla w reżyserii belgijskiego twórcy Luka Percevala. Spośród spektakli festiwalowych, które obejrzałam, jest to najlepsze przedstawienie. Nie widzę tylko powodu, dla którego zmieniono tytuł, dotąd teatry wystawiały ten dramat jako „Zmierzch długiego dnia". Inspiracją dla powstania utworu było życie rodzinne O'Neilla, toteż tekst określany jest jako sztuka autobiograficzna.

Dramat przedstawionej w sztuce czteroosobowej rodziny (matka, ojciec i dwóch synów), której wzajemne relacje są dość skomplikowane, choć przecież się kochają, polega na uzależnieniu każdego z nich od używek, czy to alkoholu, czy to narkotyków, czy też od jednego i drugiego, co ma zgubny wpływ na życie rodziny i prowadzi do konfliktów. Uciekają od podejmowania trudnych decyzji, od odpowiedzialności, krótko mówiąc, uciekają od życia realnego w iluzję. Tylko jak długo tak można żyć... toteż kończy się tragicznie.

Ten napisany w 1941 roku przejmujący dramat, uważany za najlepszą sztukę O'Neilla, dzisiaj nie stracił nic ze swej aktualności. Współczesna epoka tonie wręcz w uzależnieniach, których zakres się powiększył. Prócz rozmaitych używek doszły uzależnienia tzw. elektroniczne, gry komputerowe, media społecznościowe czy pornografia. Wszystkie prowadzą do zatracenia prawidłowych relacji rodzinnych i w ogóle międzyludzkich, i najczęściej kończą się tragicznie.

Przedstawienie Luka Percevala, skoncentrowane w zasadzie tylko na grze aktorskiej, doskonale to pokazuje. Pusta scena, na niej fotel, nic nie rozprasza uwagi widza. Spektakl znakomicie zagrany przez Małgorzatę Zawadzką w roli matki i Romana Gancarczyka w roli ojca Także w bardzo przekonywające role synów wcielili się Mikołaj Kubacki i Łukasz Stawarczyk. A w dopisanej dodatkowo postaci pełniącej rolę narratora wystąpiła Paulina Kondrak. 

***

44. Warszawskie Spotkania Teatralne, Teatr Dramatyczny, Warszawa.

Tytuł oryginalny

Tuba propagandowa, czyli o 44. WST

Źródło:

„Nasz Dziennik” nr 149

Autor:

Temida Stankiewicz-Podhorecka

Data publikacji oryginału:

29.06.2024