- Z krytyką jest taki problem, że jest polityczna, tworzy frakcje i dwory Przez to staje się niewiarygodna. Krytyk tylko wtedy jest w stanie napisać coś wartościowego, kiedy posiada przenikliwą inteligencję i emocjonalną otwartość, a to rzadkie połączenie - reżyser MARIUSZ GRZEGORZEK m.in. o premierze "Dybuka" w Teatrze im. Jaracza w Łodzi.
Mariusz Grzegorzek rzadko pracuje w Warszawie, nie wystawia spektakli w halach fabrycznych i kończy próby w terminie. Mimo to jest świetnym reżyserem. Kamila Łapicka: Czy widział Pan "Dybuka" Warlikowskiego? Mariusz Grzegorzek: Nie widziałem. To dobrze, unikniemy pytań porównawczych. - W ogóle protestowałbym, żeby rozliczać moją twórczość względem jakiegoś innego reżysera, nawet jeśli uznano go za artystę wybitnego. Jednak wybrał Pan tę samą żydowską opowieść. Nietrudno o czytelne odniesienia. - Łódź ma bardzo demoniczną energię i ponieważ jestem przeczulony w tej kwestii, wiem, że w tym mieście szamocze się jakiś dybuk. Czyli kto? - Dybuk to duch zmarłej osoby, która ma poczucie krzywdy czy niezałatwionej sprawy i po śmierci nie może zaznać spokoju. Chcąc zadośćuczynienia, wstępuje w ciało innej osoby To rodzaj klasycznego opętania, które wymaga udziału egzorcysty, w tym wypadku cadyka. Tak jest w legendzie żydowskiej.