Teatr się nie klika, więc dziś będzie o Elżbiecie II i brytyjskiej monarchii. Jak już pewnie wszyscy wiedzą, zmarła królowa Wielkiej Brytanii (i wielu innych terytoriów) - pisze Tomasz Domagała na stronie AICT Polska.
Nie chcę się tu zajmować anegdotami czy wspominkami, dotyczącymi zmarłej czy jej rodziny, ale rytuałem, w który ta śmierć się wpisuje, bo to najpiękniejszy żywy teatr na świecie. Gdy się głębiej zastanowić, to można by dziś nazwać Pałac Buckingham największym obecnie teatrem świata. I to zarówno ze względu na „spektakle”, jakie się tam odbywają, jak i na publiczność, którą te przedstawienia przyciągają, zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i na całym świecie.
Dyrektorem tego „teatru” jest więc zawsze brytyjski władca (do 8 września była to Elżbieta II, teraz Karol III), „zespół aktorski” zaś tworzy jego rodzina oraz specjalnie dobrani „pracownicy techniczni”, czyli służby brytyjskiej monarchii. Tak skonstruowana struktura teatru służy „widzom” oraz samemu teatrowi od setek lat, podlegając od czasu do czasu modyfikacjom, ze względu na postęp cywilizacji. Teatr to jednak klasyczny, tradycyjny, ze znanym repertuarem, konwencją i hierarchią. Temu, kto ośmieli się zerwać z dawna ustalone zasady gry, grożą surowe konsekwencje, zwłaszcza w sferze publicznej, o czym przekonała się swego czasu znana outsiderka, księżna Diana. Repertuar jest jednostajny i właściwie w kółko się powtarza, aczkolwiek prawie nigdy z tymi samymi „aktorami”. W swojej ofercie Pałac Buckingham ma więc obowiązkowo wesela, chrzciny, pogrzeby, gospodarskie wizyty, orędzia do narodu, wręczenia odznaczeń czy spotkania z innymi „aktorami” najważniejszych scen świata. Wszystko według tych samych, dawno przygotowanych „scenariuszy” (np. London Bridge), w podobnych (często żywych) dekoracjach, z obowiązkowo przygotowanymi, wciąż tymi samymi kostiumami czy emblematycznym dla tego teatru muzycznym motywem (God save the queen/king). Każde święto, świeckie czy religijne, ma w tym teatrze swój spektakl, każde ważne wydarzenie oryginalny scenariusz do wykorzystania.
Choć taki teatr wydaje się nudny, powtarzalny i mocno już nieprzystający do współczesnej rzeczywistości, wciąż zaskakuje żywotnością, aktualnością i zasięgiem ogólnoludzkiego oddziaływania. Dzieje się tak przynajmniej z kilku powodów, ale najważniejsze są według mnie trzy: tematyka spektakli (śmierć, wesele, narodziny itp.), odnosząca się do mitu konwencja baśni (z życia króla i jego świata) oraz niejednoznaczność relacji aktor-bohater. Spektakle wokół najważniejszych ludzkich spraw są zawsze proste, świetnie wymyślone, dysponują do tego znakomitą dramaturgią widowiska. Telewizja sprawiła, że stały się spektaklami o ogólnoświatowym zasięgu, a pierwszym tego przykładem był pogrzeb Diany w 1997 roku, wydarzenie bez precedensu w historii Wielkiej Brytanii i całej ludzkości. Jako że w realnym świecie coraz mniej królów i cesarzy, brytyjska monarchia zaczęła się wyróżniać, eksploatując dodatkowo ludzką potrzebę opowieści o bogach, królach i bohaterach. Mam wrażenie, że pomogła w tym bardzo telewizja, dodatkowo przetwarzając historię konkretnej, realnej rodziny w mit. Ekran telewizora stał się rodzajem czwartej ściany, która tę przemianę umożliwiła a polegała ona na tym, że królowa Elżbieta II z pałacu Buckingham, realna, ale prywatna, przeobrażała się w personę, naszą metafizyczną towarzyszkę. Może dlatego wiele osób, w tym ja, poczuło jakieś dziwne uczucie na wieść, że nie żyje. Przecież zawsze była. Jak ten słynny zegar w jej własnym obserwatorium w Greenwich pod Londynem.
Jeśli chodzi o stosunek „aktorów” Buckingham do swojej prywatności i prób jej oddzielenia od granej roli (często tyleż rozpaczliwych, co nieskutecznych), najważniejsze jest to, że ów nierozerwalny związek tego, co prywatne i tego, co publiczne działa na publiczność jak magnes. Buduje bowiem od razu niezwykłe dramaturgiczne napięcie, obdarzając postaci tajemnicą, niosącą do końca spektakl bez względu na scenariusz. Warto zauważyć, że im bardziej świadomy tej sytuacji aktor, tym mniej problemów i łatwiejsze życie. Na tej osi, mam wrażenie, przebiegał główny konflikt między księżną Dianą a Elżbietą II. Diana, jeśli nawet tę świadomość miała, nie chciała w tę grę grać, Elżbieta natomiast wprost ją kochała. I tylko raz nie rozpoznała sytuacji, właśnie wtedy, gdy zginęła Diana, upierając się, by traktować ją jak osobę prywatną. Jakby nie rozumiała, że z teatru, w którym się urodziła, w którym gra i któremu przewodzi, nie można uciec, nawet jeśli się dołączyło do jego zespołu w trakcie. A to dlatego, że Pałac Buckingham to labirynt, z którego wyjść można tylko przez kryptę Windsoru bądź inny cmentarz.
Gdy się jest tak wybornym aktorem i dyrektorem „teatralnej trupy” jak Elżbieta II, można sobie pozwolić na dystans i widowisko teatru w teatrze, którym niewątpliwie był klip z Jamesem Bondem, promujący IO 2012 w Londynie. Elżbieta Windsor zagrała wtedy rolę Królowej Elżbiety II, przełożonej Bonda, bohaterki książek Iana Flaminga, a w rzeczywistości realna monarchini zagrała ze swoim ikonicznym już wizerunkiem, płatając nam figla, konia bowiem z rzędem (dziwnym zbiegiem okoliczności to powiedzenie kolejnego angielskiego króla/aktora) temu, kto potrafi odpowiedzieć na pytanie: która królowa Elżbieta jest tu prawdziwa i dlaczego?
Tu postawię kropkę, a Was zachęcam do oglądania spektaklu, na który czekaliśmy 70 lat i mało kto z żyjących go w ogóle widział. Jest to bowiem najwspanialsze przedstawienie Pałacu Buckingham – zmiana władzy. Kolejna odsłona widowiska, w swej istocie sprowadzającego się do słodko-gorzkiego przysłowia umarł król, niech żyje król. Gdy w sobotę rano oglądałem transmisję ogłoszenia księcia Karola, postaci dobrze nam znanej, a z nazwy nawet nieco familiarnej i bliskiej, Karolem III, oczu oderwać nie mogłem od ekranu (czy też czujecie różnicę w samym wymawianiu frazy król Karol III)? A gdy zagrano God save the King, miałem ochotę wstać i zasalutować ręką pokrytą dopiero co gęsią skórką. Dobry teatr, pomyślałem, będę oglądał. Przy całym szacunku do Elżbiety II i jej teatru, a może właśnie poprzez ów szacunek, warto w jej ostatnim spektaklu wziąć udział i towarzyszyć jej aż do oklasków. I pamiętać, że te brawa, jak to w życiu, jednocześnie witają jej syna Karola w nowej roli dyrektora i głównego aktora „teatru” Pałac Buckingham.